Burza i rzęsisty deszcz. Lało jak z cebra. Wstałem, żeby zmierzyć Madzi cukier – Magda odpoczywa od sensora, więc trzeba użyć nakłuwacza.

Dzień ostatni, czyli…
Coś się zaczyna, coś się kończy. Każdy koniec to początek nowej przygody.

Góry – Dzień Trzeci i znowu nie biegam. Za to jedziemy na rowerach.
Nie samymi wędrówkami człowiek żyje. Od czasu do czasu trzeba zrobić coś innego, np. wsiąść na rower i pognać przed siebie…

Góry – Dzień drugi Dzisiaj nie popełniamy żadnego z poprzednich naszych błędów.
Dunajec, przełom, Trzy Korony, Sokolica, zmęczenie, wspinaczka, rekreacja. Wszystkiego po trochę trzeba zaznać, by poczuć spełnienie.

Góry – Dzień Czwarty o tym jak nabierałem ochoty i co z tego wynika.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. A w górach to nabiera jeszcze większego znaczenia. Do tego stopnia, że pochłaniam te góry, podejścia i zejścia, powietrze, widoki i skały.

Po moim porannym bieganiu…
Po moim porannym bieganiu wróciłem z myślami samobójczymi. No ale przecież nie będę sie poddawać u progu, jeśli nawet pechowo rozpoczętego dnia.