
Ale się nakręciłem. Obejrzałem przed chwilą relację z półmaratonu do Ruleta śladami Bronka Malinowskiego od Biegnie i łyknąłem tyle endorfin, jakbym conajmniej sam go przebiegł. Za nami Święto Pracy, Dzień Flagi, święto uchwalenia konstytucji 3 maja. Dziś jest już niedziela. W nocy padał deszcz. Z rana pada deszcz. To dobrze, bo jest sucho na polu. Na dodatek mamy kolejne Święto, bo dzisiaj 4 maja jest Św. Floriana – dzień strażaka. I nie tylko, bo jeszcze Dzień Hutnika, Dzień Kominiarza,
Dzień Garncarza, Dzień Piekarza, Międzynarodowy Dzień Gwiezdnych Wojen i Święto Wojskowej Ochrony Przeciwpożarowej.
Niedziela, poniedziałek, wtorek… we wtorek biegnę z punktu A do punktu B, a właściwie z Ś do M, z południa na północ, wzdłuż Wisły. Dlaczego Ś? Bo to jedno z niewielu miasteczek w okolicy, do którego mogę dotrzeć autobusem PKS i na biegowo wrócić do domu. Póki co, to jest to w zasięgu mojej kondycji. Czyli wracam do wycieczek. W ubiegłym roku biegłem z Jabłonowa, biegłem z Kwidzyna czerwonym szlakiem. Czas na zupełnie nowy kierunek. Kupuję bilet w jedną stronę i nie mam innego wyjścia. Muszę jakoś wrócić do domu. Przygotowuję plecak, w plecaku będą żele, kabanosy, rogal i woda. Dodatkowo deszczowiec, folia nrc, pieniądze i szczere chęci. Na nogach buty, na głowie czapka i… witaj przygodo.

Tak to mniej więcej będzie wyglądało. Trzymaj kciuki. Startuję około godziny 9-tej. Biegnę, chłonę przyrodę, nie spieszę się. Jak dobiegnę, to będę. Tymczasem, dobrego dnia, dobrego końca majówki.„Deszcze w świętego Floriana, skrzynia groszem napchana”