Jestem mężczyzną. Mam 54 lata. Ostatni raz biegałem trzy dni temu… mam mieć wyrzuty sumienia? Nie mam żadnych wyrzutów. I to nie dlatego, że nie mam sumienia. Bywają lepsze i gorsze dni. Trzeba się cieszyć z tych lepszych i nie przejmować się za bardzo tymi gorszymi. One były, są i będą. Były i pozwoliły mi się zmienić. Są i nadal mnie kształtują. Będą niezbędnym elementem, który towarzyszy mi każdego kolejnego dnia. Mimo wszystko, to jestem zdeterminowany, żeby osiągnąć założony cel. Co prawda pod nogami plączą się kłody, wyboje, nieprzetarte szlaki… zaczynam rozumieć po co one się pojawiają dopiero po ich przebyciu – to jest moja siła i to jest moja wartość. Nie jestem też bohaterem i nigdy nim nie będę, bo nie taki jest mój cel.
Po wczorajszym dniu miałem wyrzuty sumienia. Wczoraj stać było mnie na tyle, by się ubrać, wyściubić nos na zewnątrz i szybko wrócić do mojego bezpiecznego azylu, do mojej strefy komfortu. Początkowo nie myślałem nawet o tym co zrobiłem. Nie zastanawiałem się. Ale im dłużej ten stan trwał, tym bardziej byłem przekonany, że mogłem zrobić coś zupełnie przeciwnego. Nawet czytanie nie szło mi tak jak chciałem, nie mogłem się skupić nad treścią, nie chłonąłem jej tak jak zwykle. Co chwilę odkładałem ebooka i powracałem do czytania. Dzisiaj za to obudziłem się z mocnym postanowieniem, że zrealizuję swój plan, że nie poddam się, że podźwignę wyzwanie. Przede mną 16km easy run. Powoli, bez spiny, takie typowe łamanie głowy, żeby pobiec bez przerwy, bez zatrzymania. Zaplanowałem trasę. Trasa twarda, bo ja chcę być twardy. 95% asfaltu, bo półmaraton będę biec po ulicach Warszawy. Zebrały się trzy kółka dookoła Mokrego. Jedno duże, drugie mniejsze, trzecie najmniejsze. Trzy razy przebiegałem obok domu i trzy razy miałem okazję, żeby zrezygnować i się poddać. Zrobiłem to celowo, żeby zryć sobie trochę głowę, poprzestawiać w głowie, poukładać priorytety. Czy dałem radę?
Na wygraną, na zwycięstwo składają się dziesiątki upadków, potknięć… jest ich zdecydowanie więcej niż triumfów i zwycięstw, ale te pojedyncze zwycięstwa ważą o wiele więcej niż dziesiątki wpadek.