Zawsze pozostaje jakiś ślad. Ślad po istnieniu, ślad po chorobie, ślad odciśnięty w ziemii. Dzisiaj pozostawiałem swój ślad biegowy. Po blisko dziesięciodniowej abstynencji spowodowanej chorobą zachciałem przewietrzyć się. Pogoda sprzyjała, jak również zmiana czasu na zimowy… te kilka dni gdzie poranki mogą być jasne, zanim zapadnie zimowy mrok. Rano było rześko i bardzo przyjemnie. Można jeszcze biegać „na krótko” przynajmniej dolna część. Kondycja jaka jest widzę sam, nikt nie musi mi tego uświadamiać. Trzeba budować wszystko od początku, aby być przygotowanym do biegu. Przewietrzyłem ścieżkę wzdłuż wału przy Osie, potem jeszcze punkt widokowy na Łosiowych i wyszło z tego siedemnastokilometrowe kółko dookoła Mokrego, Zakurzewa, Białochówka. Ostatnie metry przy cmentarzu parafialnym, gdzie tłumnie odwiedzamy groby najbliższych uspawiedliwiając swoją dotychczasowa nieobecność tonami chryzantem w doniczkach, zniczy potęgujących emisję co2, tylko brak chwili zadumy i zatrzymania, bo trzeba pędzi na następny cmentarz… i chwili modlitwy za zmarłych, bo za świętych nie ma co się już modlić – ewentualnie można się do nich modlić. Ale to taki szczegół.
Dobrze spędzony poranek, wcale nie w pośpiechu. Głowa przewietrzona, nogi trochę zmęczone. Z czystym sumieniem można zjeść niedzielny rosół, zatopić się w lekturze i oddać się rozmyślaniom.