Skończył się 2020 rok. Trudny, z wieloma wyrzeczeniami, z wieloma ograniczeniami. Miałem duże oczekiwania co do kolejnego, plany, założenia… Wszystko starałem się ułożyć, zaplanować. Tymczasem z nastaniem kolejnego roku pojawił się kolejny lockdown. I tutaj jeszcze nie było tak źle, chociaż teraz zidentyfikowałem pierwsze tego symptomy. Natomiast luty rozłożył mnie na łopatki. Po pierwsze choroba, która zamknęła mnie w czterech ścianach na prawie dwa tygodnie. Po drugie konsekwencje choroby, czyli totalny upadek formy.
Forma odeszła niczym zachodzące słońce… Pierwszy bieg po przerwie, to walka z samym sobą, z zadyszką, bólem wszystkiego, szalejącym tętnem. Czuję, że szybki powrót będzie nie możliwy, wręcz długi, mozolny i okupiony masą wyrzeczeń. Pytanie czy wytrwam?