Łatwo i przyjemnie jest wieścić sukces. Zdecydowanie gorzej jest, jeśli trzeba przełknąć gorycz porażki… Histeryzuję trochę oczywiście. Cały czas staram się robić swoje, nie zatrzymywać się i biec do przodu. Szybko przyzwyczaiłem się, że wszystko mi wychodzi, że to co robię przebiega zgodnie z założonym planem, harmonogramem, a postępy pojawiają się wtedy kiedy są zaplanowane. Na zdjęciach wygląda zazwyczaj to tak jak byśmy tego sobie życzyli, ale rzeczywistość wygląda trochę inaczej. Nie zawsze jest do śmiechu, czasem są łzy i pot. Nie zawsze świeci słońce, czasem pojawia się ulewny deszcz. Nie zawsze jest z wiatrem, przeważnie jest pod wiatr. i Wszystko to się dzieje dlatego, żeby jeszcze bardziej docenić ten wysiłek włożony w przygotowanie, ten sen, który się ziszcza. Dzisiaj zdecydowanie nie był mój dzień. Dzisiaj miał być bieg z tempem docelowym, a było najzwyklejsze człapanie nogi za nogą, szuranie po asfalcie, odliczanie każdego metra, spoglądanie co chwilę na zegarek, przechodzenie do marszu. To nie był mój dzień. Dlaczego? Może nie wyspałem się. Może całotygodniowe zmęczenie… może wczorajszy parkrun… może było mi za ciepło…
Nie jestem zły na siebie. Potrafię zaakceptować porażkę, może za mocno powiedziane, upadek. Jeden, drugi, trzeci. Za tydzień, w niedzielę o tej porze będzie już po wszystkim. Co prawda nie jest to mój bieg docelowy, ale jestem rządny sukcesu. To będzie taki start kontrolny, sprawdzian, czy idę w dobrą stronę. Mocno liczę na to. A może potrzebuję kubła zimnej wody wylanej na głowę, tak dla schłodzenia, orzeźwienia, otrzeźwienia.
To jest Twoje życie i dzisiaj jest jest wszystkim co teraz masz
Tak, i dzisiaj jest wszystkim co kiedykolwiek będziesz miał
Nie zamykaj swoich oczu