Według badań GUS instytucją publiczną, której najbardziej ufamy jest straż pożarna (zaufanie deklaruję ok. 94% społeczeństwa). Na drugim miejscu jest pogotowie ratunkowe (84%), trzecie miejsce zajmuje wojsko (72%), natomiast czwarte miejsce razem z Kościołem Rzymskokatolickim zajmuje Policja (67%).
Strażacy swoje święto obchodzą 4 maja w Św. Floriana, natomiast w ostatnią sobotę uczyliśmy ogniomistrzów. Jak? Na biegowo! Tak jak strażacy biegną nam z pomocą, tak blisko setka zapaleńców – wśród nich spora grupa strażaków – pobiegła w I Biegu Ogniomistrza w Wielkim Wełczu.
Piękna złota jesień. Aż żal nie skorzystać z takich okoliczności pogody. Liście zmieniają swoje kolory, widać jeszcze błękit nieba. Wszak temperatura jest już niska, ale w każdej chwili można ją podnieść. To samo zresztą można zrobić z atmosferą. Nie oglądając się długo zapisałem się na bieg. Organizatorem imprezy była Gmina Grudziądz, PSP w Grudziądzu, a lokalnie wspierała organizacyjnie OSP w Wielkim Wełczu.
Trasa biegu poprowadzona została po części droga asfaltową, ale nie mogło zabraknąć też odcinka leśnego z całkiem długim podbiegiem. Oprócz tego biegliśmy wałem wzdłuż Wisły z widokiem na Nowe. Końcówka asfaltowa umożliwiająca ściganie. Trasa liczyła 7 kilometrów i mogła dać w kość. Pierwszy kilometr popłynąłem. Pobiegłem za wszystkimi i dopasowałem tempo do pozostałych uczestników. Nie specjalnie patrzyłem na zegarek… i dobrze, że tego nie robiłem. Po biegu okazało się, że biegłem 4:45. Po pierwszym kilometrze wbiegamy do lasu – jest cicho, przyjemnie, bezwietrznie. Zaczyna się podbieg, który ciągnie się ponad kilometr, potem 90 stopni w prawo i biegniemy w stronę Wisły. Trasa jest zabezpieczona przez strażaków z OSP, oznakowana taśmami – nie sposób zabłądzić, ale też skrócić trasy 🙂 Docieram do wału przeciwpowodziowego i kieruję się na północ wzdłuż królowej rzek. Łosiowe są za plecami, przed nami w oddali majaczy Nowe. Wał wije się jak wstęga. Zdziwiłem się, że nie wieje. Słońce dodatkowo dodawało energii. Jeszcze kawałek i ostatni odcinek asfaltowy. Na wale, po piątym kilometrze, opadłem z sił. Tempo spadło. Na trasie wyprzedziło mnie ośmiu biegaczy. Nie poddaje się. Na ustach banan – fotograf na horyzoncie, trzeba się pokazać.
Ostatnia prosta. Widzę kościół w Wełczu, zakręt w prawo i remiza. Przebiegam pod bramą, zatrzymuję stoper. Koniec. Po chwili przychodzi sms – czas netto 35:26 – myślę sobie – nieźle! Zasłużyłem na rewelacyjną grochówkę, kawę i drożdżówkę ze śliwkami – pychota!
Reasumując – bardzo fajna impreza biegowa z przekazem, świetna organizacja, rodzinna atmosfera, piękne okoliczności przyrody – można rezerwować termin w przyszłym roku… ale jeszcze na koniec roku przecież jest Bieg Karpia…
Na koniec… jaka jest prawda? Był ogień i paliło łydki całkiem ostro, ale pomógł ogniomistrz. A fałsz? Nie ma, tylko sama prawda!