Natknąłem się dzisiaj na informację z portalu bieganie.pl na temat czelendżu biegowego. Dla szczęśliwego posiadacza 45 tysięcy dolarów jest możliwość wzięcia udziału w imprezie biegowej na którą składa się przebiegnięcie siedmiu maratonów na siedmiu kontynentach w ciagu siedmiu dni. No i możecie wierzyć lub nie, ale znalazło się 35-ciu odważnych, którzy postanowili wziąć udział w przedsięwzięciu.
Maratony odbywały się na Antarktyce, w Kapsztadzie, Perth, Dubaju, Madrycie, brazylijskiej Fortalezie i Miami. Tam gdzie są zawody to i są zwycięzcy. Ze średnim czasem 2:56 wygrał Amerykanin David Kilgore. W tym roku to on był najlepszy, ale byli szybsi od niego w latach poprzednich bo zawody odbywają się co roku od 2015r. Większość czasu z tygodniowych zawodów pochłonęła niestety logistyka – 68 godzin w samolotach, to największego fana awiacji może przyprawić o zawrót głowy. W każdym bądź razie wyzwanie z kategorii zwariowanych.
Dla mnie wyzwanie z Gogginsem, które zrealizowałem pod koniec ubiegłego roku było wystarczająco zwariowane, tym bardziej, że realizowałem je normalnie chodząc jeszcze do pracy ( weekendowe wyzwanie). Ale nie powiem – jestem otwarty na różne zwariowane pomysły.
Dzisiaj piątek, trening przesunięty z soboty, bo w sobotę chciałbym pobiec w parkrun w Grudziądzu w ramach akcji 6 za 6. Żartuję oczywiście – nie mam już wf-u. Dzisiaj trening bardzo podobny do wczorajszego, dystans bliźniaczy, czas zbliżony, wykonanie bardziej mechaniczne z nutką kontroli tempa w zakładanym zakresie. Garmin powiedział, że jest lepiej niż wczoraj 🙂 i z tego jestem zadowolony. Dzisiaj mogłem oddać się rozmyślaniom, obserwacji, kontemplacji i innej …acji.
I to na dzisiaj wszystko – pędzę ładować akumulatory – narazie!