Wyszedłem z domu poświątecznie przerobić ostatni serniczek. Coś musiałem zrobić, żeby to nieznośne uczucie sytości w końcu odpuściło. Czuję się jak napompowany balon i nie jest to najprzyjemniejsze co ostatnio mnie spotkało. Dlatego musiałem to przepalić. W czasie świąt był u nas tata. Pomimo tego, ze nie wypada zostawiać gości samopas, w lany poniedziałek, skoro świt wyskoczyłem na szeroki przestwór biegowego traktu. Zrobiłem to co miałem zrobić i mogłem świętować dalej. Tym bardziej, że z samego rana oberwałem „za Boże rany” witkami brzozowymi po gołych łydkach – czułem się usprawiedliwiony i rozgrzeszony. Wracając do meritum. Zaplanowałem, zrealizowałem i od razu poczułem się lepiej. Ścieżka dookoła Mokrego w ramach beztlenowego treningu weszła może nie najlepiej, ale ja poczułem się z tym tak, jakbym zrobił na prawdę dobry uczynek. Połechtałem swoje ego, przytłumiłem wyrzuty sumienia, bo przecież sezon w pełni, a ja cały czas się motam. Trochę brakuję mi czasu. Te 24 godziny na dobę to zdecydowanie za mało i trzeba znowu zacząć dobrze planować. To zupełnie jak z rzucaniem papierosów, alko, czy czegokolwiek innego – ciągle „się” rzuca i powraca do starych utartych i nic nie wnoszących schematów. A przecież można powiedzieć raz „dosyć” i koniec. No ale to nie jest takie łatwe.
Od razu nasuwa mi się pewne skojarzenie. To wygląda zupełnie tak, jak z rozstaniem z moim ostatnim pracodawcą. Po zwolnieniu szukałem zatrudnienia tam, gdzie mnie nie chciano. Wracałem myślami, szukałem nowego – starego miejsca, taplałem się w strefie komfortu, ale po pewnym czasie nie zauważyłem, jak pępowina sama odpadła, uwolniłem się… ale musiałem to przepracować. Dlatego właśnie wracam do planowania, żeby wyrobić w sobie nawyk, aby nie musieć znowu powracać. No. Tak to mniej więcej miałoby wyglądać.
Piętnastominutową rozgrzewka w biegu, potem 40 sekund w tempie ok 4:00 z przerwą trzyminutową. Kilka powtórzeń i uzbierało się …naście kilometrów, z wysiłkiem tłumiona zadyszka. Wypociłem ponad kilogram potu, uzupełniłem brakujące kalorie i mogę dalej żyć.
Dzisiaj 8 stopni na plusie, zachmurzone niebo, bezwietrznie. Nic mi więcej nie potrzeba. Teraz tylko trzeba zadbać o to, żeby zło nie pierdyknęło znienacka i nie pokrzyżowało moich planów. Dobrego dnia!