Na chwilę obecną zrobiłem wszystko co mogłem zrobić. Jestem zaangażowany, zdeterminowany i pozytywnie nastawiony. Cóż więcej trzeba? Zdrowia… no i przydałoby się zrzucić delikatny balast, który uczepił się mnie w okolicy Bożego Narodzenia i nie chce puścić. Mam taką kartkę wisieć nad biurkiem, a na niej napisany czas, który chcę uzyskać na najbliższym półmaratonie. Stan na 1 stycznia 2023 to tylko te kilka liczb, które staram sobie na każdym kroku wizualizować i dążyć do niego. Zdecydowana część tej kartki pozostaje pusta. Ale zapełniam ją systematycznie. Pojawiło się już na niej hasło – Żreć mniej! Mniej słodyczy! Ruszaj się więcej… tak jeszcze więcej! Czekam na kolejne pomysły – może ktoś zechce mnie jeszcze zainspirować!
Dzisiejszy poranek zmroził auto na podwórku, ale jako że nie wybierałem się dzisiaj autem, więc skrobanie szyb odpadło – poczekałem aż same „puszczą”. Zajrzałem w kalendarz, a tam imieniny Małgorzaty i związane z nim przysłowie: „Gdy na Małgorzaty mróz, jeszcze długo nie pojedzie wóz” – tym bardziej nie przejąłem się autem – nie ma sensu się denerwować. Notabene – wszystkiego najlepszego dla solenizantek, które obchodzą dzisiaj imieniny.
Pomimo mroźnej aury pobiegłem ochoczo na trening. Pierwsze 4 kilometry hamowałem się, żeby nie zaszaleć i móc zrealizować drugą część treningu. A dalsza część to masakra. Miało być 2×12 minut w tempie ok 4:50 z trzyminutową przerwą. Niestety moja obecna kondycja nie pozwala na takie szaleństwa więc zmodyfikowałem tą jednostkę do 4×6 minut z przerwą w tempie ok 5:05. Na tyle mnie stać. Jak przyszło co do czego to sapałem jak stary parowóz, a para leciała ze mnie jak… Ale zrobiłem to co chciałem i jeszcze mi się nie znudziło. Ale mam chęć na jeszcze… nie dziś, ale jutro idę do lasu poszaleć jak dzik w kartoflach…
Ach, jutro będzie piękny dzień! Do jutra!