Skip to content
Menu
Zbiegowisko
  • Kontakt
  • O mnie
Zbiegowisko

Ostatnie wpisy

  • Piątek 16 maja, 2025

Kategorie

  • #mottonadzis
  • Co mnie motywuje z rana?
  • Dzień za dniem, czyli kolejny wpis
  • Dzień za dniem, czyli kolejny wpis…

Podsumowanie

Opublikowano 19 września, 202019 września, 2020

Czas na podsumowanie

Ten rok jest szczególny. Szczególny pod wieloma względami. Borykamy się z pandemią i to chyba największa z plag, które dotknęły mnie, nas w 2020r. Większość zawodów została odwołana, przeniesiona w czasie bądź do przestrzeni wirtualnej. Tych, które organizatorzy postanowili utrzymać jest niewiele. Jednymi z takich zawodów jest Ultra Janosik, w których miałem przyjemność uczestniczyć. Organizacja Janosika w pewnym momencie była też pod znakiem zapytania, ale organizatorzy mieli duże szczęście, związane też z terminem, w którym organizowane były zawody, bo zliberalizowane przepisy pozwoliły pod pewnymi warunkami przeprowadzić je. Skorzystał na tym zarówno organizator, ale przede wszystkich uczestnicy. Nie obyło się oczywiście bez zawirowań – zmieniono lokalizacje startu / mety, Biura Zawodów i trzeba było dostosować się do obowiązujących przepisów. Maseczki, dezynfekcja, dystans społeczny to tylko wierzchołek góry lodowej. Ale zawody odbyły się.

Przygotowania. Moje przygotowania były praktycznie żadne. Podtrzymywałem stan mojej kondycji, bo nie było możliwości budowania jej. W pewnym momencie pandemii biegacze musieli zejść do podziemia i dochodziło do takich absurdalnych sytuacji, gdzie musiałem ukrywać to że biegam pod osłoną nocy, zaszyty w lesie lub na odludziu. Jak trochę sytuacja się unormowała, to niestety praca nie pozwalała na podejmowanie innych działań niż te, które kontynuowałem od początku pandemii. Na zawody zapisałem się na początku roku, gdy nikt nie przewidywał takiego zwrotu akcji. Czekałem na komunikat o możliwości przeniesienia uczestnictwa na kolejny rok, ale nie doczekałem się. W taki sposób przeniosłem Warneland i GUT w Gorcach. Natomiast Janosik to twardy chłop był i postanowił nie dać się pandemii. Tuż przed zawodami powiat nowotarski wpadł do strefy czerwonej, ale i to nie spowodowało odwołania startów. Kwaterę miałem zabukowana od pół roku z opcją odwołania na ok tydzień przed zawodami, czyli było ok. Cena przystępna, nocleg w Sromowcach Wyżnych – byłem tam po raz drugi – luksusów nie oczekuję, wystarczy łóżko, dostęp do kuchni i łazienki. Atutem jest cena i piękny widok z okna na Tatry Słowackie. Podróż to jest to czego najbardziej nie lubię. Długo, nudno i jadę tym razem sam. Wyjechałem w nocy, na kwaterze byłem w południe. 11 godzin spokojnej jazdy, bez szaleństw z kilkoma przerwami.

Na bieżąco śledziłem pogodę na różnych portalach. Miało być ciepło i było ciepło, słonecznie, było też deszczowo, nawet dwa razy, a zapowiadano tylko jeden deszcz – w większości sprawdziło się.

Do ubrania przygotowałem sobie dwa zestawy rzeczy do wyboru tuż przed startem. Na początku moich startów stresowałem się – przychodząc na start to co widziałem to była feeria kolorów i rewia mody. Teraz mam na to wy….e. Bazuje na produktach  z Decathlona, ale w razie potrzeby i gdy chcę zwiększyć swój komfort to sięgam również do innych marek. Zaczynając od dołu: skarpety w moim rozmiarze 2 pary lewych i dwie pary prawych (Kalenji), opaski uciskowe na łydki 1 para (Kalenji). Buty na grubej podeszwie z agresywnym bieżnikiem 2 pary (Salomon Speedcross 4 i Kalenji GT coś tam). Gacie bezszwowe z długą i krótką nogawką – ostatecznie wybrałem krótką (Adidas i Kalenji), Podkoszulek – taka pierwsza warstwa 2 szt. Koszulka techniczna 2 szt, rękawki biegowe 1 szt. Opaska biegowa z daszkiem i czapka do wyboru. Do tego kamizelka biegowa większa / mniejsza a w środku camelbak 1 l lub softflaski 2 x 250 ml. Do kamizelki zapakowałem wszystko to co było w wyposażeniu obowiązkowym plus żele, bułkę, suszoną wołowinę, suszone morele, dextrozę, cukierki miętowe. Za ręku zegarek, na pasie numer startowy, dowód osobisty, 15 euro, a w nerce telefon i powerbank. No i jeszcze kurtka przeciw wszystkiemu. Ostateczna wersja powstała przed piątą rano w sobotę, w dniu startu.

Jeśli chodzi o sprzęt: telefon nie rozładował się – miałem powerbanka na wszelki wypadek; zegarek rozładował się przed Górą Żar, zapomniałem przestawić w tryb oszczędny, na pewno by wytrzymał. Buty – stopy bez otarć zabezpieczone sudocremem, sprawdzonymi skarpetkami. Kijki – bez nich bym nie przetrwał – w mojej ocenie nie są nieodzowne, ale bardzo pomagają – ręce nie spuchły – mam nadzieję, że jeszcze z nimi trochę pobiegam (model black diamond distance z 120 cm); Czołówka dała radę – mam model marki PETZL Tikkina – zasilane trzema bateriami AAA, model z dwoma nastawami natężenia światła LED, do tego dokupiłem czerwoną lampkę Hamy świecąca światłem stałym i mrugającym z różną częstotliwością. Czołówka jest w miarę lekka, przynajmniej nie przeszkadzała – kosztowała mnie ok 1oo zł – można dołożyć więcej – przydałaby się większa jasność i trochę większy zasięg, ale póki co mam to co mam.

Miałem jeszcze stoptupy – nie zabrałem ich jednak na bieg – na szczęście obyło się bez kamieni w butach dziurawiących dodatkowo skarpetki.

Czy czegoś mi brakowało? Zastanawiałem się nad kamerą sportową, ale ostatecznie została w pokoju, być może zabiorę na następny bieg, tylko, czy będzie mi się chciało montować materiał? Poza tym widziałem faceta biegnącego z kamerą no i niefortunnie wyłożył się na kamieniach – nic się nie stało jemu, kamerze zresztą też, ale znając moje szczęście, to albo ją zgubię, albo właśnie przyczyni się do mojego upadku.

Brakowało mi towarzystwa, kolegi biegowego, przyjaciela, ale jestem trudnym towarzyszem biegowym, tak więc na razie na nic nie liczę.

Co z jedzeniem. Rano po przebudzeniu płatki owsiane na wodzie z żurawiną i miodem. Na to dwie filiżanki mocnej kawy i bułka obłożona serem i wędliną. Ze sobą zebrałem żele w ilości 7 szt. bułkę z serem i wędliną suszoną wołowinę, suszone morele, litr wody i coś na osłodę dextro i cukierki miętowe. A jeszcze kabanosy. Wiem, że było tego za dużo. Jeśli chodzi o wodę, to odległości między punktami były takie, że ilość przenoszonej wody przewyższała moje potrzeby – swobodnie wystarczałoby 2x 250 ml. 7 żeli to za dużo – zjadłem ze smakiem dwa, więcej nie chciałem. Bazowałem głównie na tym co znalazłem na punktach kontrolnych: pomarańcze, arbuzy, czekolada, rodzynki, ciastka, cola, woda. Rzecz, bez której nie mógłbym się obyć to ciepła zupa. Pod koniec miałem już dosyć wody, coli i innych zimnych rzeczy – marzyłem o ciepłej zupie, nawet o wodziance.

Na mecie czekał na nas makaron wege lub z mięsnym sosem i piwo. Piwo było alkoholowe (piwo z Grybowa – Pilsvar). Miałem na nie taka ochotę, a że musiałem jeszcze dojechać na kwaterę to opróżniłem duszkiem butelkę wody i do tej butelki miły pan nalał mi piwa z kija. Na kwaterze byłem przed trzecią nad ranem, doczłapałem się do pokoju na drugim piętrze, a właściwie na poddaszu i pierwsze co zrobiłem to wskoczyłem pod prysznic. Zmęczenie spłynęło, wstawiłem wodę na kawę, w tym czasie porozciągałem się i rozwałkowałem dokładnie rolerem. Łatwo nie było, ale jutro też jest dzień i trzeba żyć. Szybka kawa i do wyra. Po naszej stronie granicy byłem w kontakcie z domem. Meldowałem się z każdego punku kontrolnego, tak, aby nie martwili się o mnie i wiedzieli, gdzie jestem – dawałem informacje, ile jeszcze do mety i jaki jest przewidywany czas dotarcia na metę. Z kwatery wysłałem ostatnią wiadomość, że żyję i dobiegłem i jestem już w pokoju. Teraz mogę położyć się i spróbować zasnąć.

Obudziłem się po siódmej rano. Cztery godziny snu! Chyba odczuwałem głód. Poranny rytuał: kawa, płatki owsiane na wodzie i kładę się po raz kolejny do łóżka. Tym razem śpię do 16-tej. Jadę na obiad do Niedzicy, pałaszuję co się da i napawam się sukcesem. Sukces. Tak to przynajmniej odbieram. Złamałem kolejną barierę, nic mi się nie stało, żyję, nie mam kontuzji, paznokcie są w całości, czuję się w miarę dobrze. Cel został zrealizowany, przede mną kolejne wyzwania – trzeba wiele rzeczy poprawić, nie tylko w kwestii czasu, ale też przygotowań i zabezpieczenia.

Reasumując, biąrąc pod uwagę wszystkie plusy dodatnie i ujemne i na odwrót, chciałbym jeszcze coś takiego popełnić – jak Bóg da to będą kolejne takie, trochę szalone wyzwania.

Ale to są plany. Do zobaczenia / usłyszenia.

Czołówka Petzl
Oświetlenie Hama
Kamera, której nie użylem
Medal na mecie.

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O witrynie

Mam swoje zajawki i o nich najczęściej będę pisać. O moim bieganiu, o tym co mnie motywuje. Może się trochę rozwinę, a może to wyewoluuje w zupełnie innym kierunku. Czas pokaże…

Dotychczasowe wpisy

Najnowsze komentarze

  • admin - Do paczkomatu i z powrotem…
  • admin - Do paczkomatu i z powrotem…
  • Daria - Do paczkomatu i z powrotem…
  • Żaneta - Do paczkomatu i z powrotem…
  • micha - Strefa komfortu…
czerwiec 2025
P W Ś C P S N
 1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
30  
« maj    

Kategorie

  • #mottonadzis
  • Co mnie motywuje z rana?
  • Dzień za dniem, czyli kolejny wpis
  • Dzień za dniem, czyli kolejny wpis…
©2025 Zbiegowisko | Powered by SuperbThemes