Po moim porannym bieganiu wróciłem z myślami samobójczymi. Chciałem po prostu zabić to swoje bieganie. Po co mi to, skoro jestem cienias nad cieniasy, dyszę, sapie, pot się ze mnie leje jak tłusta oliwa z tuwimowskiej lokomotywy. Ale ta sama lokomotywa w końcu przecież ruszyła, więc może nie trzeba popełnić biegowej eutanazji?
Dzisiaj w planie Trzy Korony. Trzy Korony to jedno z najatrakcyjniejszych turystycznie miejsc w Pieninach. Z platformy widokowej na Okrąglicy, opadającej na Rówień koło Dunajca – 500-metrową przepaścią, doskonały widok na przełom Dunajca i obszar Pienińskiego Parku Narodowego, a także na Tatry, Beskid Sądecki, Gorce, Beskid Żywiecki i Magurę Spiską. Już na samym początku powiem, że ta niebywała atrakcja jest dla wszystkich… którzy wcześnie wstają. Pod Okrąglicą pojawiliśmy się w południe i zastaliśmy 2 godzinną kolejkę turystów wszelkiej maści czekających na wejście na platformę widokową. Zrezygnowaliśmy – nie dajmy się zwariować! Ale zanim tam dotarliśmy to czerwonym szlakiem przez Wygon i Zagórze szybkim marszem doszliśmy do przystani flisackiej w Sromowcach Niżnych. W Kątach zaczęliśmy się wspinać na Przełęcz Trzy Kopce.
No i tutaj, po raz pierwszy zaliczyliśmy przymusowy postój. Magdzie spadł cukier do 50 mg/dL – czyli bardzo nisko. Popełniliśmy wszystkie możliwe błędy. Magda nie skalibrowała sensora przy śniadaniu, my nie zmniejszyliśmy bazy na czas wspinaczki i parę innych rzeczy, o których wolę nie wspominać. W każdym razie wtopa nr 1! Zanim uporaliśmy się z beznadziejną sytuacją minęło dobre 20 minut. Z w miarę bezpiecznym cukrem mogliśmy kontynuować wspinaczkę. Po drodze zastanawialiśmy się nad odzwierciedleniem poziomu trudności szlaku kolorystyką. Idziemy szlakiem czerwonym i jest niełatwo. Mozolna wspinaczka odbywała się na szczęście pod osłona lasu. Po drodze spotkaliśmy może dwie grupy piechurów. I jedną starszą panią, która właśnie wbiegała na przełęcz. Powiem, że trasa nie jest łatwa, ale chyba się myliłem. Dotarliśmy do przełęczy i dalej niebieskim szlakiem podążaliśmy w kierunku Trzech Koron. Tu zdecydowanie trasa łatwiejsza, bez stromych podejść. Pilnowaliśmy już cukrów Magdy, tak więc obyło się bez przygód. Temperatura trochę pokrzyżowała nam plany, pot się leje ciurkiem, ale doszliśmy. Nadal trasa prowadziła lasami, gdzie nie gdzie ściana lasu się urywała i odsłaniała przecudne widoki. Szczególnie zachwycający był widok na majaczące w oddali Tatry Wysokie po stronie Słowacji. No i ostatnia przeszkoda – kolejka na Okrąglicę.
Chwilę postaliśmy, ale zdrowy rozsądek zwyciężył. Schodzimy. Idziemy jeszcze kawałek niebieskim szlakiem, a po chwili skręcamy na zielony, który zaprowadzi nas do schroniska Trzy Korony. Kolejne ekstremalne przeżycia, ale odwrotne do tych przy wejściu. Zejście też nie było łatwe. Ruch na szlaku zrobił się już znaczny i do tego trzeba kontrolować co się robi, gdzie się stawia kroki, żeby nie spaść w przepaść. Po ok 50-ciu minutach jesteśmy przy schronisku. W schronisku można zamieszkać, zjeść, wypocząć. Z dołu mamy wspaniały widok na Trzy Korony. Widać platformę widokową, a na niej ludzi. Cóż, może następnym razem. Zrobiliśmy szybką toaletę, małe picie i dalej w drogę. Po chwili jesteśmy w Sromowcach Niżnych, skąd busem dostaliśmy się wprost do naszej kwatery. To był wyczerpujący, ale wspaniały dzień. I jeszcze się nie kończy…