Co robisz w obliczu niepowodzeń? Płaczę? Obrażam się? Zamykam się w sobie? Zdaj sobie sprawę z tego, że cokolwiek się stało, stało się. Nic już na to nie poradzisz. Musisz teraz zacząć działać od nowa. Jeśli pozwalasz na to aby Twoja porażka zawładnęła twoim umysłem, tracisz tym więcej cennych sekund na powrót im później się otrząśniesz i zaczniesz działać.
Po raz kolejny na mecie zameldowałem się jako ostatni. Jaki z tego wniosek? Nie odrobiłem zadania domowego, nie otrząsnąłem się, nie zacząłem działać po ostatnim razie. Błąd. Wracam do punktu ZERO i zaczynam od początku. Nie ma co rozpamiętywać, że robiłem już to x razy. Trzeba zacząć od początku. Jeśli byłem na tyle głupi, żeby wcześniej nie wyciągnąć wniosków ze swoich niepowodzeń to trudno. Ale nie przestawaj walczyć, nie usprawiedliwiaj się, nie mów, że nie możesz złapać oddechu. Możesz, tylko chciej i działaj.
Miesiąc temu „zabiłem” Gogginsa. Spasowałem w połowie. Poddałem się, bo coś stanęło mi na przeszkodzie. Nowy dzień nadejdzie i podejmę po raz kolejny wyzwanie. I będę je podejmował dopóki nie zrealizuję założonego celu. Czy mam rezygnować z haustu świeżego powietrza dlatego, że nie mogę go teraz złapać? Nie mogę. To jest moje życie. To mój oddech, to moje powietrze. Nie pozwolę, aby moja własna porażka stała się moją spektakularną, wielką śmiercią. Jestem twardy! Niepokonany!
Dzisiaj kolejny trening. Pojechałem na Olimpię. Miało być szybko, łatwo i przyjemnie. Nie było ani szybko, ani łatwo. Na koniec było przyjemnie. Nie jest łatwo, ale nie poddaję się. Każdego dnia potykam się, bo się nie wyspałem, bo wpadło coś do buta, bo pada deszcz. Zadowolenie przychodzi w momencie, kiedy odsuwam na bok wszystkie przeciwności i na przekór wszystkiemu robię to co zaplanowałem. Dziś już po rozgrzewce wiedziałem, że nie będzie łatwo. A może się po prostu nastawiem negatywnie. I tak było. po piętnastu minutach miało być 20’+10′ w tempie około 5:00. po każdym kilometrze zatrzymywałem się, żeby zaczerpnąć powietrza, rozciągnąć się, i dalej na bieżnię. To było trudne. Ale dotrwałem do końca. W nagrodę chciałem zeżreć wafelka teatralnego, ale w końcu odpuściłem. Odpuściłem i obiecałem sobie, że następnym razem. Najważniejsze, że moja porażka nie zawładnęła moim umysłem, otrząsnąłem się od razu, a w głowie zaczęła budować się kolejna układanka.
Do końca tygodnia będzie już lżej, tylko w niedzielę musi być ogień… ale dam radę.