Czy istnieje taki przymiotnik? Bo chodzi o to, że nie biegałem i dla podkreślenia, czy też zaakcentowania napisałem, że ten tydzień był niebiegowy. Dobra. Dzisiaj pobiegałem. Garmin z rana zapytał, czy dzisiaj pracowity dzień. I sam odpowiedział – bez obaw – dasz radę! No i uwierzyłem i pobiegłem.
Dawno nie biegłem dookoła Mokrego, więc wybór zdawał się być oczywisty. Nie zastanawiając się długo ubrałem się cieplej niż zazwyczaj, wygrzebałem z piwnicy buty trialowe z korkami i przed ósmą już dreptałem. I dopóki pod stopami by śnieg, było dobrze. Wybiegając na mokrzańskie uliczki okazało się, że jest lód i już tak wesoło nie było. Balansowałem na krawędzi. Wcale nie było łatwo, ale nadal trzymałem się przekazu, że dam radę.
Dookoła jest zjawiskowo. Pusto i biało. Przez ostatnią dobę napadało ok 20 cm białego puchu. Krzewy dookoła domu przykryte puchowa pierzynką uginają się pod ciężarem mokrej pokrywy. temperatura oscyluje w granicach zera, ale wysoka wilgotność powietrza potęguje uczucie chłodu.
Jestem wypoczęty, wyspany, zregenerowany. Mimo to jednak biegnę z trudem. Tydzień przerwy nie powinien zaważyć na poziomie wytrenowania i jestem przekonany, że za chwilę wszystko wróci na właściwe tory. To wszystko jest przejściowe i na pewno dam radę, bo dzisiaj jest po rak kolejny ten pierwszy dzień… bo dzisiaj jest śnieg… bo dzisiaj jest ślizgo na drodze. Znowu czuję radość z tego co robię. Wczoraj jeszcze odpuściłem parkrun – nic na siłę przecież. A dzisiaj jest już wszystko ok, na właściwych torach i „pędzę” to właściwą drogą, we właściwym kierunku. Plany? We wtorek, czwartek i niedzielę mam zapisane treningi, a w sobotę może nawet pobiegnę do lasu na piątkę.
Dzisiaj wpadła prześlizgana dyszka, bo musiałem odświeżyć starą ścieżkę. Na drodze pusto, żywej duszy. Wszak dzień i pora nienormalna – niedziela – 7:45. Biegłem i takie różne myśli wpadały mi do głowy. W ubiegłym tygodniu wpadła mi do przeczytania notatka o chińskim biegaczu, który przebiegł maraton w czasie 3:30, czyli przyzwoicie, zważając, że nie był to już młodzieniaszek. To co zwróciło uwagę nie tylko moją był fakt, że przez całą drogę, w biegu, ów biegacz palił papierowy – spalił na tych 42 kilometrach całą paczkę! I terasz zastanówmy się nad sensem wstawiania takich informacji do serwisów informacyjnych. Z zamieszczonej informacji trudno było wyczuć kontekst, ale bardziej się skłaniałbym ku podziwowi autora dla palącego bohatera. Szybko konfrontuję przeczytają historię ze swoją własną – ja zacząłem biegać bo rzuciłem palenie ( blisko 10 lat temu). A notatka prasowa nie powinna moim zdaniem zaistnieć, bo może zostać błędnie zinterpretowana.
To byłoby tyle na dziś – dobrego tygodnia życzę i do zobaczenia na biegu ale… bez fajki.