W nocy przewracałem się z boku na bok i co chwilę się budziłem. Ale w końcu nastał dzień drugi, poranek. Zaczyna się tak samo jak w Suicie Per Gynt Edwarda Griega. Jest słodko i nastrojowo, trochę niewyraźnie, ale z nadzieją na wspaniały dzień. Wszystko się powoli budzi do życia. Agą nie czuje się najlepiej, ale wstaje i próbuje doprowadzić się do porządku. Jemy śniadania i przygotowujemy się do wyjścia na szlak. Dzisiaj zobaczymy jak wygląda świat po słowackiej stronie. W planie mamy pętle przez Czerwony Klasztor, Leśnicę, trasę nad Dunajcem do Czerwonego Klasztoru. Tak więc wyruszamy.
Kierujemy się w stronę kładki nad Dunajcem łączącej Sromowce Niżne z Czerwonym Klasztorem. Historia kładki, a właściwie historia jej powstania ma już ponad 100 lat. Pierwsze starania o wybudowanie jej poczyniono na początku XX w. w 1914 roku, ale przeszkodził temu przedsięwzięciu wybuch I Wojny Światowej. Po raz kolejny starania ponowiono w 1939 roku i znowu przeszkodziła temu, tym razem II Wojna Światowa. pomysł budowy kładki powrócił, gdy Polska została członkiem UE, a Słowacja czyniła starania o przyjęcie. Ostatecznie nie wybuchła żadna wojna i w 2006 roku powstała kładka o długości 150 metrów, łącząca obydwa brzegi Dunajca. Początkowo na kładce znajdowało się przejście graniczne, ale wejście do Strefy Schengen umożliwiło swobodne przemieszczanie się bez kontroli granicznej. Po przejściu na druga stronę kierujemy się w stronę zabudowań klasztornych. Nie będziemy ich tym razem zwiedzali. Wspomnę tylko Czerwony Klasztor powstał jak mówi legenda jako zadośuczynienie za popełnione morderstwo. Magistr Kokosz Berzevicz aby odkupić swoje winy miał wznieść 6 klasztorów i zamówić 4000 mszy za spokój duszy zmarłego. No i jednym z tych sześciu był Czerwony Klasztor. Budowa klasztoru (zwanego początkowo Lechnickim) rozpoczęta została w 1330 roku. Klasztor choć znajdował się na terenie Węgier cieszył się opieką Polski – zwłaszcza donacjami królowej Jadwigi oraz Kazimierza Wielkiego. Otrzymał on m.in. prawo do połowu ryb na obu brzegach Dunajca, młyn na polskiej stronie oraz kontyngent soli z Wieliczki. Mijamy zabudowania klasztorne i wędrujemy poboczem drogi. Po chwili wchodzimy w las i trzymając się niebieskiego szlaku zaczynamy wspinaczkę po zboczach Klasztornej Góry. Dookoła zielony las, zbocza porośnięte są pięknymi lasami bukowo-jodłowymi, ponoć jednymi z najlepiej zachowanych w Pieninach. Korony drzew skutecznie chronią nas przed coraz mocniej palącym słońcem.
Kierujemy się w stronę przełęczy Limierz, a docelowo do wsi Leśnica, gdzie zmieniamy szklak na zielony. Idziemy spokojnie, nigdzie się nie spieszymy, przecież nikt nas nie goni. Chłoniemy ciszę i spokój. Po wczorajszych deszczach szlak jest miejscami błotnisty, ale nie sprawia to większej trudności w pokonywaniu kolejnych kilometrów. Na szlaku nie spotykamy nikogo. Pierwsze żywe istoty pojawiają się przed Leśnicą. Z Leśnicy zamierzamy zmienić kierunek marszu i żółtym szlakiem dojść do schroniska Orlica, ale ostatecznie decydujemy się skrócić naszą trasę i wędrować dalej niebieskim szlakiem w kierunku Dunajca. Agą czuje się tak sobie, dlatego też podejmujemy decyzję o skróceniu wędrówki. Magdy cukry utrzymują się w granicach przyzwoitości, dziewczyna dzielnie operuje bazą i dozuje podawanie insuliny w zależności od wysiłku. Na drodze z Leśnicy pojawia się już większa ilośc turystów, głównie jednak są to rowerzyści. Idziemy poboczem asfaltowej drogi, musimy uważać na przejeżdżające auta. Mijamy senną wioskę, częstujemy mijanych tambylców staropolskim „dzień dobry”. Słońce jest już bardzo wysoko i w dolinie robi się na prawdę gorąco.
Pierwsza wzmianka o Leśnicy pochodzi z XIIIw. Założona została przez potomków węgierskiej rodziny Görgey. Od XVI wieku wieś stała się własnością zakonników z Czerwonego Klasztoru . Przez długi czas była odizolowana od świata, nie istniała bowiem żadna droga prowadząca do tej miejscowości. Dzięki tej izolacji dobrze zachował się tutaj oryginalny folklor pieniński: dawne zwyczaje, styl budownictwa, ubiory, tradycje pasterskie.
Tymczasem docieramy do czerwonego szlaku przy ujściu Leśnickiego Potoku. Jest to na tyle popularny szlak ze Szczawnicy, że zaczyna być na prawdę tłoczno. Nie brakuje zarówno pieszych, ale i rowerzystów. No i trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Tak na dobrą sprawę była to nas mniej przyjemna część naszej pieszej wędrówki. Mamy porównanie z okresem zimowym – zdecydowanie mniej turystów, przemieszczających się dla odmiany na biegówkach. Przyjemność ta sama. Do Czerwonego Klasztoru, zamykają pętle dotarliśmy troszkę zmęczeni. Po drodze spoglądamy na Dunajec – tam też tłoczno, ale nie ma co się dziwić. Przecież jest sam środek sezonu.
To była całkiem udana wycieczka. Urokliwa i nie wymagająca trasa, w większości spędzona we troje, końcówka bardziej tłoczna. Trasa do pokonania zarówno pieszo jak i rowerem – polecam.