Za mną trudny okres przedurlopowy. Natłok pracy, urlopy współpracowników… To wszystko złożyło się na to, że czułem wszechogarniające zmęczenie. Teraz nadszedł jednak ten czas gdy mogę się zresetować wraz z rodziną na wakacyjnym wypadzie. Sobota sadzona na podróży. Praktycznie cały dzień w drodze. Agą śmiała się, że obecna podróż trwa dwa raz tyle co lot samolotem do Turcji.
W piątek pracowałem cały dzień. Po pracy zacząłem się pakować. Zasnąłem około pierwszej nad ranem. Budzik nastawiłem na 4:20. Chciałem jeszcze pobiegać, bo przewidywałem cały dzień w aucie, więc…
Pobiegałem. Śniadanie, upychanie wszystkiego do auta i o 9:30 wyruszamy na południe. Pogoda idealna na monotonne przemieszczanie się autem przez Polskę. Agą i Magda co chwilę przysypiają. Pogoda rzeczywiście senna. Im dalej na południe, tym niebo bardziej obłożone chmurami, z których w końcu zaczął padać deszcz. Weekend synoptycy zapowiadali deszczowy.
Przed Częstochową robimy postój na toaletę i posiłek. Dodatkowo szybka gimnastyka, rozciąganie i można dalej jechać – czasowo to jesteśmy na półmetku. Jedziemy autostradą ( poza wszelkimi standardami od Torunia), za Pyżowicami zjeżdżamy na S1 i kierujemy się na A4, gdzie w Krakowie zmieniamy kierunek i wjeżdżamy na „Zakopiankę”. Do Sromowiec Niżnych dojeżdżamy około 18-tej. Meldujemy się w Willi Widok z realnym widokiem na Trzy Korony.