Środa, środek tygodnia. Pogoda? Dzień rozpoczął się mgliście i wbrew pozorom to była dobra wiadomość, bo później zaczęło operować słońce, temperatura zaczęła rosnąć, a ja nie lubię (czytaj: nie potrafię) biegać w tak wysokiej temperaturze. Nie bez kozery funkcjonuje ludowe powiedzenie… kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Ale za to zrobiłem kilka innych, pożytecznych rzeczy w domu. A do biegania zabrałem się po południu, po 15-tej. I to był błąd. Na szczęście miałem flaska z wodą. Zanim dobiegłem do lasu, gdzie mogłem schronić się w cieniu i odczuć niższą temperaturę, byłem już ugotowany na trasie wzdłuż wału przy Osie. Doczłapałem się na punkt widokowy na Łosiowych Górach no i dalszy bieg to była już tylko wegetacja. Ostatecznie skróciłem trasę i powłócząc nogami wróciłem do domu po szesnastu kilometrach. Szybki prysznic, butelka wody, tost ze serem i wracam do żywych. A było rżnąć bohatera?
Ostatecznie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jestem zadowolony z tego co mam, wykonałem solidną pracę, która mam nadzieję zaprocentuje za jakiś czas. Na polach też praca wre. Kto może to kosi, kto skosił, ten zbiera słomę… itd. I jakby to powiedział mój śp Teść: idzie zima!