Bo kto mi zabroni? Wstaję kiedy chcę, albo kiedy obudzi mnie moja luba. Dzisiaj o 4:20 obudziło mnie klikanie klawiatury w telefonie. Po dziesięciu minutach włączył się budzik w moi telefonie. Przy drugim powtórzeniu zerwałem się na równe nogi i zbiegłem do kuchni przygotować płatki. Po drodze włączam ekspres, myję zęby i przecieram ze zdumienia oczy – godzina 5:00. Wrzucam do suszarki wilgotną koszulkę do biegania, skarpety i spodenki. Po chwili jestem gotowy na poranną przebieżkę. Temperatura na dworze jest na tyle rześka, że skutecznie mobilizuje do szybszego przebierania kończynami dolnymi. Górnymi z resztą też. Głowa przewietrzona. Nie błąkają się po niej żadne dziwne myśli, czyli jestem w stanie stawić czoła każdemu wyzwaniu.
Wyzwaniem był świt w dolinie Osy, delikatnie przedzierające się przez szary świt słońce, opadająca mgła, lekka zadyszka, chociaż to tylko siedem kilometrów. Pięknie. Jest pięknie. Aż chce się żyć. Więc na co czekasz? Żyj pełnią życia jak setki osób dookoła Ciebie.