Hmmm… ale Gorce muszą poczekać. Dziś sobota, więc bieganie w lesie. Od 4-ch lat w każdą sobotę można pobiegać w lesie na dystansie 5km. Trasa jest wymagająca, piaszczysta, miejscami grząska, pofałdowana, ale przecież można biec, maszerować, truchtać, iść, czołgać się…
Pobiegłem jako jeden z wielu, bo na starcie stanęło nas ponad 250 miłośników porannej zabawy biegowej. No i powiem, że jak na tak długi okres bez ścigania, to było nie źle. Ale do bicia rekordów jestem jeszcze nie przygotowany. Jeszcze… bo wszystko przede mną.
Niedzielny poranek, niebo coraz częściej będzie spowite grubą warstwą chmur. Reklamy krzyczą o niedoborze witaminy D, więc zbieram się i idę wykorzystać dzień, bo po południu będzie padało. Biegnę do Białochowa w stronę Lisich Kątów. Wbiegam do Mokrego i trasą Biegu Karpia biegnę w kierunku Białochówka, wspinam się w stronę Leśniewa i zbiegam przez las zamykając pętlę. jeszcze tylko 3 km i jestem w domu – zdążyłem.
Tydzień 37 zamykam czterema aktywnościami biegowymi i zaliczeniem 47 kilometrów. Nijak się to ma oczywiście do nowego rekordu biegu 24 godzinnego – rekordzista Andrzej Piotrowski i 319,614 km, co daje średnie tempo 4:30/km!!! W życiu każdy spotyka przynajmniej trzy osoby: jedną, która daje nadzieję, drugą, która tą nadzieje odbierze i ostatnią, która otworzy Ci oczy!!! Ale nie załamuje się nawet jeśli miałbym te osoby spotkać w tej samej chwili. Zaczynam się zastanawiać jak przepracować końcówkę roku. Zrezygnowałem z Gorców, Łemkowyna stoi pod znakiem zapytania. 2-go października biegnę półmaraton w Gdańsku jako długie wybieganie, bo nie stać mnie na nic innego w tej chwili. Tydzień później w Wielkim Wełczu Bieg Ogniomistrza na dystansie 7 km i co dalej? Jak żyć? Może jakieś podpowiedzi? Sugestie? Hmm…