Hairspray to radosny, żywiołowy oraz pełen entuzjazmu i pochwały chęci życia musical, którego akcja dzieje się w szalonych latach 60. Tracy Turnblad, puszysta nastolatka, wierzy, że jej przeznaczeniem jest taniec. Dziewczyna marzy o występie w znanym telewizyjnym widowisku. Autor tego show, przypadkiem obecny na szkolnej potańcówce, zachwyca się popisami Tracy i zaprasza ją do występu w programie. Nastolatka szybko zdobywa sympatię widzów, pozostawiając w cieniu dotychczasową gwiazdę widowiska. Ale podstępna rywalka nie zamierza jednak składać broni i postanawia wyeliminować rywalkę. Na szczęście jej spisek wywołuje tylko wielki chaos.
Jeżeli lubisz muzykę lat 60-tych, kochasz taniec i kolorowe stroje, nie możesz pominąć tego spektaklu. Prosto z Broadwayu do gdyńskiego Teatru Muzycznego w super obsadzie. Spektakl składa się z kilkudziesięciu przebojów. Tracy w takt Good Morning Baltimoor pędzi do szkoły. Po drodze poznajemy kolorowe przedmieścia Baltimoor, ludzi, których mała, korpulentna Tracy zaraża radością, energią. Fabuła sprawia wrażenie niewyszukanej, ale to tylko wrażenie. Tłem jest pasja do tańca, a właściwą treścią jest m.in. sprzeciw wobec forsowanego modelu atrakcyjności i marginalizacji osób o niestandardowej sylwetce. Przewija się również wątek segregacji rasowej – drużyna Maybelle składa się z ciemnoskórych amerykanów – nie pozwalającej na systematyczne uczestnictwo w Corny Collins Show, czy odmienności płciowej – świetna rola Edny, matki Tracy – w filmie z 1993 roku w rolę matki wcielił się nie kto inny jak John Travolta. Na przedstawienie patrzyłem właśnie przez pryzmat tego filmu, który stał się inspiracja do powstania musicalu ( nie odwrotnie). Szybko jednak przekonałem się, że wykonanie musicalowe, na żywo, z orkiestrą z prawdziwymi aktorami godne jest owacji na stojąco i potrójnych bisów! Jeśli tylko będziecie mieli okazję, wybierzcie się na spektakl – wart każdych pieniędzy i długiego czasu oczekiwania ( bilety kupiliśmy w listopadzie ubiegłego roku).