T7/48
Są takie dni w miesiącu, w tygodniu, są takie godziny i minuty, że pojawia się wokół coś takiego, co daje takiego powera, daje siłę, dodaje skrzydeł, dzięki którym możesz przenosić się gdzie tylko chcesz i robić o czym tylko zamarzysz.
Pojawiła się niedawno taka niewidzialna bariera, mur, którego nie mogę obejść, przeskoczyć, zwyczajnie mówiąc – po – ko – nać! Od kilku tygodni próbuję pobiec parkrun. Parkrun po raz piąty, dziesiąty, pięćdziesiąty. I nie mogę. Końcówka ubiegłego roku to ostatnie plany, żeby zamknąć ten okres – już na początku grudnia wyliczyłem sobie, że ten mój jubileuszowy bieg wypadnie w sylwestra. Szczególny rok i szczególny sposób celebrowania ostatniego dnia. Przeziębienie, które się przypałętało nie wiadomo skąd, pokrzyżowało moje plany. Każda kolejna sobota to obietnica, że właśnie dzisiaj będzie ten pięćdziesiąty start. Tak było tydzień temu, tak było dzisiaj. Ech, to może kolejny sobotni termin będzie bardziej sprzyjający? Help me – muszę się nakręcić!
To niepowodzenie odbiłem sobie na dzisiejszym treningu. Pobiegłem do lasu. Dzień wietrzny, ale słoneczny. Mimo wszystko zapragnąłem schować się wśród drzew, poczuć i posłuchać ich szumu. I to był dobry pomysł, bo nic mi nie przeszkadzało oprócz własnych ograniczeń, ale nad tym właśnie pracuję. Dzisiaj miałem zaplanowany trening taki sam jak w ubiegłą sobotę – 8 km spokojnego biegu a na zakończenie 6 odcinków 100 metrowych w tempie poniżej 5:00 z przerwą w truchcie / marszu. Amator, a takim biegaczem przecież jestem, opiera swoje przygotowania na rozbieganiach i biegach ciągłych na ulicy lub w lesie. Wyczynowiec, którym nie jestem, o wiele częściej wykorzystują krótsze, szybkie odcinki. Takie odcinki można wykonać w każdym miejscu i takie odcinki może biegać każdy – ja też. Stąd pomysł, aby zakończyć dzisiejsze bieganie takim akcentem – tak dla odmulenia, przyspieszenia.
Dzisiaj zrobiłem ten trening w tempie o 15 sekund szybszym niż w ubiegłym tygodniu. Przypadek? Nie sądzę :-). Dzisiaj biegłem jak na skrzydłach. Nie powiem, były też trudne momenty, bo cały trening w lesie, nie na asfalcie, nie po płaskim. I z tego jestem zadowolony. Kto dał mi skrzydła? Wszystko i wszyscy. Okoliczności przyrody, otaczający mnie ludzie, coraz dłuższy dzień z perspektywą, że będzie jeszcze dłuższy wiosną, potem latem, gdzie dzień będzie trwał od rana do … wieczora.
W tym tygodniu każdego kolejnego dnia wschód słońca jest o minutę szybciej, a zachód o minutę później. Sprawdziłem tak z czystej ciekawości, jaka jest różnica pomiędzy północą i południem Polski. Otóż dzisiaj we Władysławowie słońce wzeszło o godzinie 8:02 – dzień tam będzie trwał 7 godzin i 47 minut. Natomiast w Zakopanem słońce wstało ponad horyzont o 7:33, a dzień będzie trwał 8 godzin i 35 minut. Tak więc różnica w długości dnia pomiędzy południem i północą wynosi aż 48 minut! Co można zrobić w czasie słonecznych 48 minut? Pobiegać, dotlenić się, nałapać endorfin i dać się ponieść skrzydłom. Możesz również dodać skrzydeł „mojej” zbiórce dla Fundacji Rak’n’Roll – zachęcam. Miłego wieczoru, miłego weekendu, łapcie wiatr w żagle, w skrzydła… do usłyszenia.