Tydzień po półmaratonie w Warszawie mam już za sobą. Przepracowałem go trochę luźniej, tak, żeby dostatecznie się zregenerować. Cztery jednostki treningowe, dość zróżnicowane dały objętość niespełna 40-tu kilometrów. Do najbliższego startu mam 28 dni. 4 tygodnie, które trzeba solidnie przepracować. A wczoraj, zanim wybiegłem na swój trening nakręcałem się transmisjami maratonu w Paryżu i poznańskiego półmaratonu. Czyżby krystalizował się kolejny cel? No chyba na razie nie, ale wszystko jest w zasięgu ręki? nogi raczej! Dobra, jak zrobię półmaraton w 1:39:59, to skuszę się na maraton. Mam cel, mam marzenia, mam sposób, by je zrealizować! Tak, wiem. W transmisji telewizyjnej tak wszystko fajnie wygląda. Jest takie bezbolesne, ale realne… na dwa łata przed startem – potem z każdym dniem staje się trudniej. ale trudności trzeba pokonywać.
Tymczasem Mam swoje treningi. W niedzielę był ośmiokilometrowy bieg na luzie w tempie 5:42. Taki typowy, spokojny bieg, żec można regeneracyjny hahaha. W sam raz na poobiedni czas, gdzie trzeba spalić to co małżonka przygotowała, a w ze zwykłego łakomstwa żarło się bez opamiętania. No to spaliłem. W poznaniu na połówce było zimno. W mokrem na treningu tez było zimno, a w Paryżu świeciło takie słońce. To co? Paryż 2024? W pierwszą lub druga niedzielę kwietnia? Hmmm. Warte przemyślenia. Paryż, piękne miasto, zabytki, historia. Może rzeczywiście warto zaplanować weekend?