i tydzień 36-ty. Przeminęły już echa Ultra Łosia, wracam do szarej rzeczywistości. No bo się robi już coraz bardziej szaro, buro, deszczowo, po prostu jesiennie. Słońce później wstaje, wcześniej zachodzi za Łosiowe Góry. Tydzień minął w tempie ekspresowym. Bieganie – regeneracja. Bieganie – regeneracja. Karne bieganie – bieganie, a teraz regeneracja. Karne bieganie wymyślił Przemek, jako spłatę długu wdzięczności… Przemku – jestem Ci wdzięczny. To była sobota, dzień parkrunowy. Obudziłem się przed siódmą rano i chciałem wszystko odwołać. Wszystko to co ustaliliśmy dnia poprzedniego. A więc bieg w tempie slow, na dystansie około 15 km, łącznie z parkrun Grudziądz, po Lesie Rudnickim i okolicach. Ale zrobiło mi się wstyd, że mówię i rzucam słowa na wiatr. Dlatego mobilizejszyn, szybkie obtoknięcie, płatki, kawa i jestem już w aucie, zmierzając w kierunku Grudziądza. Zabieram po drodze Przemka i zaczynamy się kręcić po lesie. Nie ścigamy się, gadamy, sapiemy i dookoła zmierzamy w kierunku startu. Zaliczyliśmy odcinek ponad 9-cio kilometrowy w tempie 6:10. Na starcie spotykamy Marcina i wspólnie stajemy na linii w oczekiwaniu na hasło do biegu. Ruszyliśmy nieśmiałe do przodu. Frekwencja była była paraliżująca – nie mogliśmy i nie mieliśmy siły przedrzeć się do czoła stawki. To co było budujące, to ilość dzieciaków, które przyciągnęła akcja „szóstka za pięć” – pięć parkrunów i szóstka z WF-ki. Ja się na to piszę! Na metę dobiegliśmy we właściwej kolejności – Marcin – ja – Przemek :-). Próbowałem urwać cokolwiek z wyniku, ale starość mnie przytłoczyła – hahaha… Nie mniej jednak – karne bieganie zaliczone.
A niedziela, to bieganie w Mokrem, po okolicznych lasach, pagórkach, leśnych duktach, asfalcie i coraz dłuższym odcinku ścieżki rowerowej – pobiegłem odcinek od Osy do Siwej.
Tydzień zakończony czterema aktywnościami z łącznym dystansem 46-ciu kilometrów. Jutro regeneracja, a od poniedziałku jestem w Gorcach i biegiem pokonuję ulubione szlaki.