… ja potrzebuję biegania. Jak ryba wody. Bez dwóch zdań. Dzisiaj jest czwartek, piąty dzień maja. Po przyjeździe z Bydgoszczy zjadłem ogórkową. Zupa na naturalnym kwasie z naszych ogórków ogrodowych wg przepisu Gryciowej (pozdrawiam) – najlepsze na świecie. Na to zapiłem mocna kawę, no i mnie zczyściło. Żeby uspokoić rozżalony żołądek postanowiłem zrobić dyszkę dookoła Mokrego w tempie konwersacyjnym. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że po przebiegnięciu 1/3 dystansu zaczął padać deszcz. Jak wybiegałem to widziałem w oddali ciemniejsze chmury, ale w głowie zaświtała myśl, że Wisła nie przepuści. No i przepuściła. Stało się tak, jak w Lokomotywie Tuwima. Powoli, ospale i deszcz się rozkręcił na całego. Pierwszy wiosenny deszcz majowy, zacinający lekko z boku, studzącym entuzjazm i sprawiający, że tempo konwersacyjne okazało się być zdecydowanie zbyt wolnym. Emocje ostudzone, żołądek uspokojony, myśli uczesane z przedziałkiem. Można żyć dalej.
Tym czasem za mną ostatnie przygotowania do wyjazdu. Olsztyn czeka. Walizka, czek lista, pakowanie i niczego nie mogę zapomnieć. Rano zawiozę Madzię do szkoły – matura 2022 dzień trzeci. Emocje powoli opadają. Magda jest coraz bardziej spokojna, my też. Jedzie na wysokich cukrach, ale z dwojga złego to jest lepsze, niż by miała zaliczyć spadek – to na pewno odbiłoby się na trzeźwym, racjonalnym i klarownym myśleniu. A chcielibyśmy wszyscy tego uniknąć. Byle zaliczyć i do przodu.
No to chyba będzie na tyle, widzimy się w sobotę w Olsztynie.