Część 2 z 12. Godzina 20:00. Ciemno i zimno. Na niebie pełno gwiazd. Na lotnisku w Lisich Kątach ląduje Cesna. Biegnę. Czołówka na głowie. Z przodu białe światło, z tyłu czerwone mrugające. Ubrania w odblaskach. Wszystko po to, byleby było bezpiecznie. Mam rzeczy przygotowane na zmianę. Tak więc nie będę śmierdział z odległości. Biegnę kawałek w ciemności. Gwiazdy jeszcze bardziej widać. Dobiegam do odcinka oświetlonego latarniami. Nie rezygnuję z czołówki, zabezpieczam się. Myślę o tym, co się dzieje za wschodnią granicą. O tym, że ludzie muszą uciekać, żeby ratować życie swoje i swoich najbliższych. XXI wiek, a tak niedaleko stąd barbarzyństwo do potęgi. Mobilizujemy się, wszyscy się mobilizujemy i pomagamy. Ale tej bańki nie można pompować w nieskończoność. Ona pęknie. Ktoś tego nie wytrzyma. To nie jest gra komputerowa. Tutaj toczy się walka o życie.
Ja dzisiaj nie walczę o życie. Poszedłem egoistycznie sobie poczelendżować, pobiegać. Ciąg dalszy o północy. W tym miejscu w którym kończy się coś i zaczyna coś. Nowy dzień.