Wakacje, urlopy, północ – południe, wschód – zachód. Poruszamy się, przemieszczamy. Pieszo, rowerem autem, koleją, samolotem.
Powroty są trudne. Mój powrót z urlopowego wypadu w Pieniny był trudny. Właściwie to był najtrudniejszy element naszej rodzinnej wyprawy, trudniejszy nawet niż wejście na szczyt. Ale takie powroty przysparzają najwięcej radości. No bo jesteśmy już w domu, bo śpimy we własnym łóżku, bo jesteśmy bezpieczni, bo jesteśmy razem. Mój / nasz powrót z południa jest też powrotem do regularności. Wracam do systematycznego biegania. Nie jest łatwo, ale im trudniej jest, tym późniejsze zadowolenie jest większe. Im bardziej zmęczony wracam, tym bardziej cieszę się, że podjąłem właściwa decyzję, zszedłem z kanapy i pobiegłem. Wczoraj trochę asfaltem, trochę po lesie. Dzisiaj podobnie. Wczoraj wolniej, dzisiaj szybciej. Wykorzystuję każdą nadarzającą się chwilę, bo za moment czeka mnie wyzwanie w postaci Ultra Łoś. Mam dwie trasy do wyboru: ponad 60-cio kilometrową i 37-mio. Co najważniejsze, decyzję mogę podjąć podczas biegu. Co wybiorę? Trasę krótszą w większości znam, bo biegałem ją fragmentami. Dłuższa trasa kusi, ale trzeba liczyć siły na zamiary. Wszystko okaże się 3-go września.
Trasa ciekawa – pierwsze 13 kilometrów w lesie, drogami szutrowymi, utwardzonymi. od 13-go do 24-go kilometra asfalt i bruk i ostatnie 9 km będzie znowu przyjemnie pod nogami, a biec będziemy w towarzystwie Osy. Pierwsze podejście zaraz po starcie a potem od 5 do 11 kilometra systematycznie w górę. Potem już tylko będzie w dół. Łącznie ponad 200 metrów w górę i w dół. Będzie epicko!