#mottonadzis 76
Nigdy nie rezygnuj z osiągnięcia celu tylko dlatego,
że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie.
Earl Nightingale
Z tym przestawianiem się z czasu letniego na zimowy i odwrotnie to jest wielka pomyłka. Zawsze sprawiało mi to trudność. To dochodzenie do codziennej rutyny po zmianie nadal jest bolesne. A miało już tego nie być. Na szczęście technologicznie jestem do tego przygotowany: zegarek na nadgarstku przestawia się sam, zegar w telefonie – j/w, komputer podobnie. Nawet zegar na ścianie sam się przestawia. Magda ma niestety problem, bo pompa nie jest przystosowana do takich zmian, glukometr z resztą również, ale dziewczyna daje sobie z tym radę. Nie da się jednak bezboleśnie przestawić zegara biologicznego. Wygląda to więc tak, że dzisiaj obudziłem się mimo niedzieli godzinę wcześniej, a wieczorem nie będę mógł dotrwać do „normalnej” godziny zasypiania.
Dzisiaj zyskałem godzinę na regeneracji, więc powinienem być bardziej zdolny do wysiłku, ale Garmin podpowiedział mi po przebudzeniu, że nie jest tak różowo. Co prawda piątek i sobotę odpuściłem treningowo, ale to nie zdało się na nic. Czyżby? Sprawdzę to dzisiaj. Dzisiaj biegnę w Grudziądzu Bronek Run – Forrest Edition 2022 – takie tradycyjne biegi Malinowskiego po nie tradycyjnej trasie, bo w lesie. Zapisałem się w ostatniej chwili, bo po kliknięciu „zapisz się” lista została oficjalnie zamknięta. To znak?
Nie pozostawało mi nic innego, jak przygotowywać się do startu. Nie będę się rozpisywał na temat tego ile potu wylałem na treningach… no nie mogę. Ale nie było łatwo. Mam ustaloną ścieżkę treningową, mam ustaloną metę. Dziś był punkt kontrolny. Przed dziesiąta zajechałem po Przemka – mojego biegowego druha, zaparkowałem auto przy rondzie i poszedłem odebrać pakiet startowy i numer. Zaczyna mżyć. Trzeba się rozgrzać. Idziemy / biegniemy do lasu i truchtamy niecałe 3 km. po drodze mijamy podobnych truchta czy :-). Po dotarciu w okolicę startu/mety widzimy już całkiem spory tłum zawodników i co cieszy – kibiców! Zastanawiamy się z Przemkiem jak rozegrać logistycznie start. Początek biegu to wąskie gardło. Jeśli chcę coś ugrać, musimy mieć miejsce do biegu. Przesuwamy się w stronę bramy startowej po prawej stronie. powinno być optymalnie, bo osłania nas ściana krzaków – nikt nas nie przyciśnie, a z lewej strony cały czas przybywa biegaczy, którzy się ściskają. Pozycja obrana, my rozgrzani, można startować. Zbliża się godzina 11:00. Odliczanie i start.
Zadanie Przemka to nadawanie tempa i pilnowanie, żebym nie odpadł. Cel na dziś to 5 km poniżej 25 minut. Biegnę mocno. Na dzisiejszą okazję mam przygotowane buty trialowe. Nie poślizgnę się na liściach i nie zakopie się w piasku. Trasę mamy obczajoną, wiemy gdzie może być ciężko. Teraz wystarczy tylko rozłożyć siły, żeby starczyło ich do końca. Biegnę mocno, tak mi się przynajmniej zdaje. Początkowo biegniemy po trasie parkrun. Stawka się rozciąga. Ja wyprzedzam, mnie wyprzedzają.Nie oglądam się do tyłu. Nie widzę Przemka, nikt mnie nie pogania, więc chyba jest dobrze. Wierzę, że Przemo czuwa tuż za mną i w odpowiednim momencie się włączy z interwencją. Pierwszy kilometr za mną, nie patrzę na zegarek, biegnę dalej. Zaniepokoiło mnie to, że nie brzęczy mi nic na nadgarstku, ale naginam dalej, myśląc – nie ważne. Biegniemy ścieżką wzdłuż średnicówki, za chwilę 2 km. Zerkam na zegarek i w swojej ślepocie nie widzę nic… w końcu dostrzegam, że … nie włączyłem zegarka. Hmmm!
Mijając tabliczkę 2 km pstrykam starter i przestaję się zastanawiać, czy jest dobrze, czy biegnę zgodnie z założeniem – przecież za plecami czuwa Przemo! Zaczynają się krótkie podbiegi i zbiegi. Te krótkie akcenty są wymagające przy założeniu, że chcę utrzymać podobne tempo. W ostatnim tygodniu biegaliśmy tam cztery setki z Przemkiem i było epicko, dziś jest podobnie. Gdzieś za połową dystansu trasa się rozwidla. W lewo piątka, na prawo dycha. Ja dzisiaj w lewo. Zegarek brzęczy informując, że przebiegłem kilometr. Zerkam na tarczę i w swojej ślepocie dostrzegam, że jest poniżej 5 minut na kilometr – jest dobrze. Kwadrans przed startem, wciągnąłem żel, mam więc siłę, żeby biec, żeby dać z siebie wszystko! Przede mną odcinek z piaskiem w tle. Nie jest źle, buty trzymają się podłoża, agresywny protektor wżyna się grunt dając solidne oparcie. Ani razu noga nie uciekła, cały czas było stabilnie, pewnie i mocno. Piasek za mną, Przemek jesteś tuż za mną? Przede mną ostatni zakręt i ok kilometrowa prosta do mety, delikatnie z górki z lekkim podbiegiem przed metą. Biegnę mooocno. Już widzę bramę, już słyszę spikera – trzeba było zatrudnić pana Antoniego do dopingowania, byłoby mocniej. Z tyłu słyszę… dawaaaaj – to właśnie wyprzedza mnie na ostatnich metrach Przemek… gdzieś Ty był? Wisiałeś mi na plecach i na koniec wykorzystałeś mnie? Widzę zegar. Sekundy umykają. Jest dobrze. Nie jest rekordowo, ale zgodnie z założeniem. Na Metę wpadam z czasem 24:40 netto. Jestem na 36 miejscu i drugi w kategorii wiekowej facetów po pięćdziesiątce!
Grochówka smakuje niesamowicie. Zagryzam chlebem. Nie zwracam już uwagi na cały czas siąpiący deszcz – a miało być pięknie, słonecznie… Siedzimy przez chwilę w milczeniu, delektując się ciepłą zupą, po czym Przemek stwierdza, że mu uciekłem… że zgubił mnie na samym początku – ktoś się przewrócił na starcie, start się przytkał, szukał mnie z tyłu, a tym czasem ja byłem z przodu. Dogonił mnie dopiero… na mecie. Super. Przemo, cały czas czułem Twój oddech na plecach i on motywował mnie do dalszego wysiłku i żwawszego przebierania nogami. Dzisiejszy bieg to realizacja tego co sobie założyłem. Punkt kontrolny odhaczony. Idę / biegnę dalej. To jeszcze nie koniec.
Przemek – dzięki za nieustające wsparcie i towarzystwo. Pozdrowienia dla Moniki – zdrowia! Pozdrawiam, spotkaną przed biegiem Alicję – Ala jesteś nieustającą inspiracją i motywacją – dobrze było Cię spotkać i zamienić kilka słów. Pozdrawiam ciebie Mateusz – mimo, ze odwróciłeś głowę na mój widok – zdrowia i powodzenia. Ostatecznie wygrała młodość, ale starość też nie jest zła … Do zobaczenia na biegowych ścieżkach.
ps. Do czego jest mi potrzebny zegarek biegowy? Na pewno nie jest niezbędnym elementem biegacza amatora. Jest jednak bardzo pomocny podczas skomplikowanych treningów przejmując nadzór logistyczny nad tym, czy dany odcinek pobiec szybko, czy wolno. Jest też pomocny przy punktach kontrolnych takich jak dziś. Pomocny, ale nie nieodzowny. Czas i tak płynie, bez względu na to czy mamy super zegarek, stoper, czy cokolwiek innego. Nie potrzebuję zegarka, potrzebuje czasu!