… wstaję silniejszy, pomimo tego, że później jeszcze wielokrotnie upadam. Ale podnoszę się i prę do przodu. Mam cel, który daje mi siłę.
Za oknem pełnia zachodzącego księżyca. Budzę się. Jest rześko i przyjemnie. Na zewnątrz również. Za chwilę słońce wzejdzie zza ściany lasu. W związku z tym nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wciągnąć rajtuzy i na pobudkę zaaplikować sobie dawkę aktywności fizycznej na świeżym powietrzu. Temperatura kilka kresek poniżej zera szybko stawia mnie do pionu i zaczynam od początku. Bieg… marsz… bieg… marsz… wracam na właściwe tory. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby po raz setny zaczynać wszystko od początku. Na drodze ślizgawka, więc nie jest łatwo, ale jestem czujny i do mety docieram w jednym kawałku. Muszę trochę przyspieszyć. W planach mam półmaraton. To dwadzieścia jeden kilometrów i kilka metrów. Czy zdołam się odmulić i przygotować do szybkiego biegania? To jest moje wyzwanie. Wrócić na właściwe tory. Cel jest postawiony, więc nie pozostaje mi nic innego jak go zrealizować. A to jest mój kolejny pierwszy krok…