Leniwy upał rozlewa się dookoła. Nie pozwala na wykonywanie szybkich ruchów, a co dopiero znacznego wysiłku fizycznego. W nocy spadł deszcz. Spadł i tyle. To było bardzo gwałtowne zjawisko, które nie pozostawiło po sobie żadnego znaku. Po prostu. Było, minęło. Rano wstałem niewyspany. Garmin policzył mi siedem godzin snu. Ale to, że się nie ruszałem,…
Kategoria: Dzień za dniem, czyli kolejny wpis…

Skupienie
Pojadłem, popiłem, trzeba ruszać w drogę, bo to nawet nie jest połowa dzisiejszej wycieczki. Ale tak na prawdę, to mogłaby się ona zakończyć w tym miejscu.

Nie poddawaj się…
Moja droga do maratonu – wstęp. Kolejny raz chciałbym z Twoja pomocą wesprzeć Fundację Rak&Roll i pobiec dla potrzebujących w maratonie warszawskim – pomożesz mi?

Jakie są te dni
Ostatnie kilometry biegłem na oparach. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogę odlecieć, dlatego próbowałem racjonalnie gospodarować resztkami energii, które mi jeszcze zostały. Kilometr przed metą, jest grzbiet wzniesienia, potem w dół, w lewo, wzdłuż parku i jestem na przed metą, jeszcze pięćset metrów. Pod nogami piach.

Schody
Pewne okoliczności, z którymi się już pogodziłem nie pozwoliły na to. Zdobycie Everestu to wyzwanie, to zaszczyt – pozostawiam to sobie na kolejny rok. Inaczej to zaplanuję. Jak Bóg da, to zrobię to. Czuję oczywiście niedosyt, ale mądrze podsycany pozwoli mi na to, żeby jeszcze raz podjąć ten wysiłek.

Czomolungma
Czomolungma – wyjaśnienie weekendy prima aprilisowego.