Preludium mojego spontanicznego wyścigu z czasem.
Kategoria: Dzień za dniem, czyli kolejny wpis…
Luty, dzień 5,6 i 7
To nie jest obsesja, to nie jest rywalizacja, to do bry czas dla mnie.
Nic
I tak bywało, iż
Myślałem, że nie tędy droga
Że pas lepiej mówić, niż
Kark skręcić na wysokich progach
I choć jak zbity pies, chciałem nie raz
Podkulić ogon
Wciąż gnał mnie, gnał mnie mój bies
Mą własną drogą
Zabieram się za napisanie tytułu…
Leniwy upał rozlewa się dookoła. Nie pozwala na wykonywanie szybkich ruchów, a co dopiero znacznego wysiłku fizycznego. W nocy spadł deszcz. Spadł i tyle. To było bardzo gwałtowne zjawisko, które nie pozostawiło po sobie żadnego znaku. Po prostu. Było, minęło. Rano wstałem niewyspany. Garmin policzył mi siedem godzin snu. Ale to, że się nie ruszałem,…
Skupienie
Pojadłem, popiłem, trzeba ruszać w drogę, bo to nawet nie jest połowa dzisiejszej wycieczki. Ale tak na prawdę, to mogłaby się ona zakończyć w tym miejscu.
Nie poddawaj się…
Moja droga do maratonu – wstęp. Kolejny raz chciałbym z Twoja pomocą wesprzeć Fundację Rak&Roll i pobiec dla potrzebujących w maratonie warszawskim – pomożesz mi?