Przydługo nie ze względu, że będzie dużo do czytania. Przydługo bo akcja trwa. Sam czelendż to 48 godzin. Ale zbiórka, to coś większego. To dziesiątki zaangażowanych ludzi, setki godzin oczekiwania na efekt. To też proces leczenia i rekonwalescencji. Patrzę na to wszystko cały czas z nadzieją, z nadzieją na pozytywny finał.
Dla mnie, ze sportowego punktu widzenia też jest przydługo. Zupełnie inaczej biegnie się „jednym ciągiem” 36, 72 kilometry. Po prostu jak się zacznie, to się już po prostu biegnie… albo schodzi z trasy. Bieg na pewnym dystansie, z jakąś tam intensywnością, przerywany i kontynuowany co 4 godziny, to jest trudne. Dzisiaj tego doświadczam i stwierdzam, że jest to trudne. Patrząc z boku… 4 mile co 4 godziny przez 48 godzin… no tak pobiegnę, odpocznę, zdrzemnę się, zregeneruję. Nic bardziej błędnego. 4 mile to ok 6,4 kilometra. Dla mnie to 40 minut biegu, czasem więcej, czasem mniej. Z 4 godzin do kolejnego startu zostaje 3:20. Przez kwadrans, dwadzieścia minut muszę doprowadzić się do porządku, wykopać się, wyrolować, rozciągnąć. Zostają 3 godziny, może mniej, bo muszę jeszcze przygotować sobie nowe rzeczy biegowe na kolejny etap. Przed startem, potrzebuję ok 30 minut na posiłek, toaletę, przebranie się – tak jest w nocy, w dzień wykonuje normalne czynności domowe. Na sen zostaje ok 2:30. I weź się tu wyśpij przez te dwie i pół godziny, odpocznij i bądź gotów znów do drogi. Takich cykli jest dwanaście. Jest to tak wymyślone, żeby warto było docenić później zwykłe rzeczy. Ciepły ręcznik, miękkie łóżko, pełen żołądek, uśmiech drugiego człowieka… Dzisiaj wychodzę na chwilę ze strefy komfortu. Zaraz wrócę do ciepłego łóżka, do rodziny, znajomych, zjem obiad, pojadę na wakacje, obejrzę seans w kinie…
Oliwier jest cały czas poza strefą komfortu. Pomóż mu, prześlij link do zbiórki znajomym, będę wdzięczny :-