Cześć. Ostatnie zawody popełniłem we wrześniu 2020 roku. Przepaść. Uświadomiłem to sobie dopiero, gdy zajrzałem do mojego dzienniczka.
Warmia. Nazwa krainy pochodzi od Warmów, jednego z pogańskich plemion pruskich. Teren Warmii położony jest na obszarze trzech mezoregionów fizyczno-geograficznych: Równiny Warmińskiej, Równiny Orneckiej i Pojezierza Olsztyńskiego, stanowiąc część Pojezierza Mazurskiego. Historyczne granice tworzą zarys trójkąta, który wcina się w ląd od Zalewu Wiślanego przez dorzecze Pasłęki i Łyny. Olsztyn. Największe miasto Warmii. Stolica województwa warmińsko-mazurskiego. To właśnie wokół tego miasta toczyć się będą moje najbliższe zmagania biegowe.
Warneland- Ultramaraton Warmiński. Po raz pierwszy o imprezie usłyszałem dwa lata temu i spontanicznie zapisałem się na najkrótszy… ponad pięćdziesięcio kilometrowy dystans. I dobiegłem. Później, równie spontanicznie zapisałem się na kolejny bieg, którego dystans przekraczał setkę i z racji lockdownu zapomniałem nim na długie miesiące. Przypomnienie przyszło na maila. Przypomnienie i otrzeźwienie.
Na przygotowanie nie miałem wiele czasu. Założenie moje nie było zbyt ambitne z wyjątkiem dystansu. Chciałem dobiec i zmieścić się w limicie czasu. Czas przygotowań mijał dzień za dniem. Było różnie. Optymistycznie i mniej, ale przecież nadziej umiera ostatnia. Miałem nadzieję, że zrobiłem wszystko co mogłem, żeby przygotować się. Z logistycznego punktu widzenia przygotowałem hotel w Olsztynie z opcją bezpłatnego odwołania. Chciałem zostawić sobie możliwość bezpiecznej rezygnacji na ostatnią chwilę. Ostatecznie w piątek, 7 maja, po pracy spakowałem się i pojechałem do stolicy Warmii. Odebrałem w reżimie sanitarnym pakiet i pojechałem na obrzeża miasta do hotelu. Trochę błądziłem, ale w końcu udało się dotrzeć na miejsce. Hotel, jak hotel. Nie jestem wymagający, ale…
Przygotowałem strój do biegu biorąc pod uwagę różne scenariusze pogodowe. Jak się później okazało nie przewidziałem wszystkiego. Noc była krótka. Start przewidziany na trzecią nad ranem podporządkowywał wszystko. Spać poszedłem o 22-giej, a budzik nastawiłem na pierwszą nad ranem. O dziwo wstałem po pierwszym alarmie. Wyjrzałem przez okno. Niebo zachmurzone. Wyszedłem na taras, temperatura w okolicach 2-3 stopni. Zjadłem śniadanie, wypiłem kawę, ubrałem się i spakowałem. Czas jechać na start. Do samochodu zabrałem jeszcze jakieś ciuchy gdybym zmienił jeszcze decyzję. No i ostatecznie musiałem mieć coś na przebranie po biegu. Dojazd na start zajął mi kwadrans. Zaparkowałem auto i nie wyłączając silnika dogrzewałem się jeszcze. Na kilka minut przed planowanym startem ruszyłem w kierunku „alei drzew”. Na starcie ok. pięćdziesięciu zombie nie mogących dospać, bo kto o zdrowym umyśle o trzeciej nad ranem idzie sobie pobiegać na dystansie 100+.
Końcowe odliczanie od dziesięciu do … Start. Uśmiech na ustach, w głowie same pozytywne myśli i niepoliczona przestrzeń kilometrów