Dlaczego przez ef? Dlatego, żeby podkreślić, że jest fajny… biegowy… zmrożony… Tak. pierwsze co zadziwiło mnie z samego rana to szron na szybach samochodu. Przestawiałem samochód, żeby Agusia mogła pojechać do pracy, patrzę i oczom nie wierzę. Patrzę i nic nie widzę i dlatego sezon na skrobanie szyb uznaję za otwarty. Dylemat dnia: w co się ubrać. Jeśli się ubiorę zbyt gubi, to nie będę się mógł ruszać swobodnie. Jeśli zbyt lekko, to będzie mi zimno , a nie jestem w stanie przebiec w takim tempie, które odda dodatkowe ciepło. No wiec ubrałem się średnio i pobiegłem. Dzisiejsza tradycyjna trasa rozpoczęta w tempie 5:30, a co mi tam, przecież mogę. Dookoła szaro, słoneczko nieśmiało próbuje przebić się przez warstwę gęstych chmur. A jeszcze parę godzin wcześniej niebo było upstrzone tyloma gwiazdami. Było bardzo widoczne, bo dookoła panowały egipskie ciemności – światła latarni zgasły tydzień temu i Energa nie ogarnęła jeszcze awarii.
Biegnę w maseczce bo nie jestem w lesie, do lasu dopiero dobiegnę. Niecałe pięć kilometrów i jestem w lesie i z ulgą zrzucam maskę i bieg dalej krztusząc się nadmiarem powietrza, które dodatkowo jest przesiąknięte wilgocią i zmrożone niczym sorbet. Dobiegam do skrzyżowania Mokre-Wełcz-Zakurzewo i rozciągam się przed szubką częścią biegu. Po 10 minutach jestem wystarczająco rozciągnięty, żeby kontynuować bieg.
Sześć powtórzeń dwuminutowych z taką samą przerwą. Tempo ok 4:20, 4:30. Takie przynajmniej są założenia. Życie szybko zweryfikowało je. W połowie powtórzeń jestem już ugotowany. Robie pauzę i ponawiam, kolejna pauza i znowu szybko. Wyszło słabiej niż ostatnio, ale i tak jestem zadowolony. Ostatecznie wyszło jak wyszło. Od 4:26 do 4:39.
No a potem trzeba było doprowadzić się do porządku, wykąpać, wyprasować i przebrać… no i do pracy. Taak! To był dobry dzień!