Odwołane… przeniesione… zlikwidowane. Ciężko zapisać się na jakikolwiek bieg, chyba, że jesteś w jednej osobie organizatorem, uczestnikiem, sędzią, wolontariuszem. Masz wówczas pewność, że coś czego się domagasz, zależy w pełni tylko i wyłącznie od Twojego zaangażowania, chęci… Nie pozostaje więc nic innego jak od początku poukładać sobie swoje biegowe życie.
W sobotę miał być park run. Miał być i tyle. Wziąłem się i pobiegłem przed siebie. To właśnie jest w tym wszystkim najpiękniejsze, że ubieram bury, wychodzi z domu i zaczynam biec. Wybiegam na jedną ze swoich ulubionych ścieżek lub odkrywam zupełnie nowe obszary. Tym razem była to moja jedna z wielu wariacji biegowych na ok 10 k w tonacji minorowej. Pogoda nie nastrajała do radosnych pląsów, przynajmniej na początku. Ale im dalej w las, tym … było bardziej wesoło. Na końcu okazało się, że to co zrobiłem było jedną z najlepszych rzeczy, które mogłem zrobić dla poprawy humoru. No i stało się: szeroki uśmiech, endorfiny i tym podobne rzeczy.
No i zapomniałem pstryknąć fotkę z tego wszystkiego. To nic, bo jutro też jest dzień, jutro też będzie pobiegane, jutro prześcignę sam siebie i wygram medal w swoim własnym biegu.