Poniedziałek
Przespałem prawie 8 godzin. Co prawda budziłem się co godzinę, ale wystarczyło obrócić się na drugi bok i zasypiałem w trymiga. Wieczorem zaczął padać deszcz. Ostro uderzające w blachodachówkę krople monotonnie usypiały. Ale to co zobaczyłem nad ranem, to przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Trawnik i podjazd spowity śniegiem. A śnieg pada dalej, z mniejszymi, bądź większymi przerwami, na większe podmuchy wiatru, przeganiające chmury odsłaniające słońce. Armagedon. Na wczesnoporanny trening spacerowy ubrałem trialowe buty, bo nie wiadomo co może mnie czekać po drodze. I dobrze zrobiłem, bo padający wieczorem deszcz zamarzł i delikatną powierzchnię lodu przykrył świeży zdradziecki śnieg.
6 kilometrów spaceru sprawiło, ze czuję się dobrze napowietrzony, naładowany pozytywnymi emocjami i endorfinami – mogę jechać do pracy.

Wtorek
Zastanawiam się czy mi się chce. Od razu daję odpowiedź. Tak. Tak, chcę mi się na przekór wszystkiemu. Mroźny poranek zrewidował mój optymizm. Pierwszy odruch po wyjściu z ciepłego domu, to odwrócić się na pięcie i wskoczyć z powrotem pod kołderkę. Ale nie! Postanowiłem poszarpał się z moją strefą komfortu. I znowu mi się udało. Wygrałem. Ale nie ma co się na dłuższą metę nastawiać na same sukcesy, na efekt wow. Ten efekt wow oczywiście zdarza się, ale niezmiernie rzadko i dzieje się tak dlatego, żeby mi się w głowie nie poprzewracało. Dzieje się tak dlatego, żeby w chwilach kiedy będzie na prawdę trudno, mieć do czego dążyć, o czym marzyć, do czego biec. Tak więc, nie zawsze… tylko zwycięstwo.
Środa
Zastanawiałem się jakie wyzwanie by tu uskutecznić. Odpaliłem mapy na komputerze i zacząłem przeglądać okoliczne ścieżki planując, zmieniając plany i znowu kreśląc palcem… Nie wie tylko, czy jestem gotowy. W ubiegłym roku pobiegłem z Kwidzyna do Grudziądza częścią Szlaku Kopernikowskiego. To było 10 marca i pamiętam, że biegłem w krótkich spodenkach. Może nie było jeszcze tak ciepło, ale znośnie. Na dzień dzisiejszy nie miałbym odwagi tak się ubrać / rozebrać. Bez ciśnienia, swobodnie, ale i nie bez chwilowych kryzysów i załamań, pokonałem ten dystans w ciągu 6 godzin. Miałem w planach kolejne odcinki czerwonego szlaku, ale wyszło jak wyszło. Pewnie kiedyś do tego wrócę. A teraz, tak myślę, że czas na drugą stronę Wisły. Skontaktowałem się wieczorem z @Biegnie – podrzucił mi gpx-a ze swojej wyprawy. Ja zrobię to odwrotnie, w przeciwnym kierunku.
Czwartek
Kolejny wspaniały dzień zaczął się o 3-ciej nad ranem. Tak ostatnio mam, że idę wcześnie spać i wcześnie wstaję, bo się po prostu budzę. Czasem o 3-ciej, czasem o 4-tej. Nie mniej jednak zawsze przed budzikiem. Przed 5-tą jestem już mocno zabiegany. Zaczynam jak jest jeszcze ciemno. Na południowym niebie widać zachodzący księżyc i tym tylko on rozświetla mrok nocy. On i moja czołówka – bezpieczeństwo nade wszystko. Ale nad Białochowem widać już łunę wschodzącego słońca. Zwiastun budzącego się dnia, dobrego dnia. Dzisiaj w planie trzysetki z dwuminutową przerwą. Tempo nie jest może zabójcze, ale powoli odgruzowuję kondycję. Nie nie mam konkretnego celu, robię to po prostu dla siebie, z przyjemności. Cały czas popełniam błędy, cały czas się uczę, cały czas się rozwijam. I na pewno dam z siebie wszystko. Nastawienie, z jakim podchodzimy do danej sytuacji, może zdecydować o tym, czy odniesiemy sukces, czy poniesiemy dotkliwą porażkę – Peyton Manning.
Piątek
Pierwszy dzień wiosny, dzień wagarowicza, Światowy Dzień Zespołu Downa, imieniny mojego Taty i Marzanny – uważajcie Marzanny, bo was utopią… Wczoraj pierwszy dzień astronomicznej wiosny, dzisiaj wiosna kalendarzowa. Dzisiaj też tradycyjne irańskie święto nowego roku. Jego nazwa – Nowruz – pochodzi z języka staroperskiego i oznacza „nowy dzień”, obchodzi się je w dniu równonocy wiosennej. tak więc dzień trwa 12 godz. 15 min, jest krótszy od najdłuższego o 4 godz. i 32 min. i jest dłuższy od najkrótszego o 4 godz. i 33 min. Chciałem nawet to sprawdzić i specjalnie wstałem przed świtem. Poranki nadal mroźne, ale za dnia czuć momentami prawdziwą wiosnę – „Jak po Benedykcie ciepło, to i w lecie będzie piekło”. Czyżby czekało nas upalne lato?

Sobota
„Każdy z nas jest Mistrzem, dopóki nie przegra ze samym sobą”. Co zrobisz z tym cytatem, to już tylko i wyłącznie Twoja sprawa”. Przeczytałem kolejny rozdział książki. Nakręcam się i motywuję, żeby nie opuścić. 57 dni za mną. Siergiej Bubka powiedział kiedyś: Najpierw zrób, a potem o tym opowiedz. To bardzo dobre motto. Plany powstają w domowym zaciszu, bez zbędnego hałasu, który rozprasza na tym etapie. Hałas potrzebny jest dopiero, kiedy doping jest najbardziej potrzebny, podczas startu.
Jutro jedziemy do Taty świętować spóźnione imieniny, a jednocześnie pierwszy dzień wiosny. Dzięki temu zbiegowi wydarzeń, zawsze pamiętałem o wiośnie i o imieninach – jedno wynikało z drugiego.
Niedziela
Dziś jest niedziela, 23 marca – tego dnia w roku 1857 w Nowym Jorku po raz pierwszy w historii uruchomiono windę pasażerską. Tymczasem ja dojechałem windą do końca tygodnia. To był dobry tydzień, bardzo dobry tydzień. 24 kilometry w biegu, drugie tyle w marszu, za chwilę dołożę do tego rower. Czuję się swietnie, czuję się jak mistrz, jest coraz lepiej i tego się będę właśnie trzymał.
