Tak więc coś tam biegam wg planu, bo zrealizować w końcu mój cel. Pandemia rozmyła większość moich poczynań. A i teraz wcale nie jest lepiej. Nie załamuję jednak rąk i pnę się do góry. Zrezygnowałem z większości startów i tak na prawdę nie czynię obecnie żadnych planów startowych. Uczestnictwo w zawodach jest niesamowicie przyjemną sprawą, ale chciałbym, żeby trochę mniej to bolało – fizycznie i finansowo.
Niestety moje ukochane góry są daleko na południu, co wiąże się z tym, że trzeba ponieść znaczne koszty transportu, ale i zamieszkania. Póki co działam lokalnie. Dzisiaj kolejny trening z tygodniowego cyklu. Miałem pewne założenia, ale zwyczajnie nie wyszło. Dzisiaj biegałem po parkrunowej trasie. Najpierw rozciąganie i rozgrzewka. Dalej miał być kilometr wolno, dwie minuty szybko, półtorej marsz i minuta wolnego. 10 powtórzeń i kilometr na schłodzenie. Wszystko rozpisane, wgrane do zegarka, no i zrealizowałem z tego 50% – nie dałem rady i odpuściłem kolejnych pięć powtórzeń i zawróciłem do domu. Wniosek jest taki, że nie zregenerowałem się. Wczoraj biegało się zupełnie inaczej. potem była jeszcze praca do 21 -szej i nieprzespana noc. Albo przespana w 50%. No dobrze. Może źle to zaplanowałem – muszę przemyśleć swój tygodniowy grafik. Tak więc jestem jesienny i senny. Dzisiaj zdążyłem przed deszczem – sieje od południa. Jutro praca, a w sobotę spróbuję pobiec w parkrunie.
Dzisiaj nałykałem się świeżego powietrza – mam nadzieję, że bez wirusów – w lesie spotkałem tylko jedną, trzyosobową grupę biegową. Pandemia w postaci 4-tej fali nabiera rozmachu – 15K zakażonych – będzie lockdown, czy nie? Jak sądzicie?
Policmajstry kontrolują CH przestrzeganie obostrzeń, maseczki, dezynfekcja itp. Mandaty się sypią… ale to co dobre, to że wraca nasza stara dobra grypa – coraz więcej jej w realnym świecie. Tylko czy to lepiej, czy lepiej nie mówić! Widzimy się w sobotę na biało-czerwonym parkrun. Do zobaczenia.